poniedziałek, 19 października 2015

Socjalizm na Kubie

Kuba cz.1

To będzie mój pierwszy wpis ze zdjęciami z Kuby. To dziwny kraj, wzbudzający mieszane uczucia, zarówno wśród turystów jak i wśród mieszkańców. Moją subiektywną opowieść o tym kraju podzieliłem na pewne charakterystyczne dla niego dziedziny, które udało mi się zaobserwować.


Na początek SOCJALIZM


Kiedy słyszymy "Kuba", do głowy przychodzi szereg skojarzeń, z wydawałoby się, minionymi czasami: Fidel Castro, socjalizm, Che Guevara, imperialiści, etc. Na Kubie ten temat jest jeszcze żywy i mi osobiście przypomina nieco już zapomniany PRL, z jednym zastrzeżeniem: w PRL który ja pamiętam, nie było tak źle jak na Kubie dzisiaj.

Na początek, dla starszych internautów - pamiętacie kartki na różne produkty (mięso, buty, czekolada)? Na Kubie poszli dalej: maja książeczkę - libreta - i można ją realizować tylko w sklepie - bodega, w którym się zadeklarowało robić na zakupy.


A jak taki sklep wygląda? Proszę bardzo. Tylko nie myśl, że tam sobie coś kupisz. Po pierwsze nie masz książeczki, po drugie nie masz pieniędzy, tzn. nie masz waluty miejscowej - Moneda Nacional - czyli kubańskiego peso. Turyści mają peso convertible, a tym można płacić w sklepach o wiele lepiej zaopatrzonych i oczywiście ok 25 x droższych.


Szaleństwa zakupowego nie ma, choć w Hawanie widzieliśmy kolejki do takich sklepów - pewnie rzucili mięso. A w Trynidadzie wszyscy nosili identyczne szybkowary - towar swego czasu zachwalany przez samego El Comandante.


Socjalizm to też zamknięta państwowa kawiarnia (wg. napisów na drzwiach była czynna tylko pewnie wszystko się skończyło).


I bardzo szeroka oferta soków tej pijalni soków, do wyboru był sok z gujawy - trzeba przyznać że pyszny i tani.


Oprócz "przejściowych problemów" socjalizm na Kubie - jak każdy reżim - ma swój mit założycielski.


Jest nim oczywiście odparcie nieudolnej akcji CIA w Zatoce Świń. To po tym wydarzeniu Fidel ogłosił socjalistyczny charakter rewolucji. Poniżej pomnik męczenników Playa Giron - na drodze dojazdowej stoi kilkaset małych obelisków poświęconych poszczególnym poległym.


Takimi łódkami mieli przypłynąć najemnicy z Nikaragui.


I co ważniejsze, nieśmiertelnych bohaterów.


Ernesto Che Guevara spogląda na nas prawie z każdego zaułka (a także z trzypesowego banknotu w kolorze socjalistycznej czerwieni). Uczniowie na apelach recytują formułkę, że chcą być jak Che.


A poświęcone dowodzonej przez niego akcji muzeum w Santa Clara, nie może się nachwalić jego mistrzostwa w wojnie partyzanckiej.


Postawiono nawet pomnik buldożera, którym miał własnoręcznie zniszczyć tory, co spowodowało wykolejenie pociągu z wojskami Batisty i ostatecznie przechyliło szalę na stronę partyzantów.


O tym, że był krwiożerczym szefem bezpieki i wydał rozkaz rozstrzeliwania złapanych żołnierzy Batisty, nie przeczytamy. W poświęconym mu sanktuarium (trudno to nazwać inaczej, panuje tam nabożna cześć i należy zachować ciszę) w Santa Clara, nie znajdziemy jego pamiętników, w których opisywał jak mierziły go przerwy na sen, w czasie kiedy dowodził egzekucjami w hawańskiej twierdzy.

Oczywiście dość popularny, choć już nie tak ikoniczny, jest sam Fidel Castro. Tu - wiecznie młody - spogląda znad szachownicy na młodszych i starszych adeptów tej gry w klubie szachowym...


a także z przydrożnej tablicy wraz z Nelsonem Mandelą i Hugo Chavezem.


Zatroskany o kraj na wielkim portrecie w Muzeum Rewolucji w Hawanie.


Symbolika rewolucyjna jest wszędzie

Umiejętnie miesza się z patriotyczną (hasło Patria o muerte - ojczyzna albo śmierć, jest bite na kubańskich monetach), a nawet sportową - poniżej Cocodrillos z Matanzas (klub bejsbolowy) pomiędzy symbolem Ruchu 26 lipca (nieudany atak na koszary Moncada) i hasłem Che (Hasta la victoria siempre - zawsze w stronę zwycięstwa).


Nad wszystkim oczywiście czuwa Komitet Obrony Rewolucji, mający swoich przedstawicieli w każdej dzielnicy, wiosce na nawet większej kamienicy.



Po wsiach stoją ołtarzyki na cześć rewolucji - z nieśmiertelnym Jose Martim. Ten kubański bohater narodowy, poeta i pisarz, uznawany jest jednomyślnie zarówno przez władze komunistyczne jak i opozycyjnych Kubańczyków z Miami, za ojca kubańskiej niepodległości. Fakt, że zginął w pierwszej potyczce wzniesionego przez siebie powstania dodaje jeszcze uroku jego postaci. Polakom znany jest przede wszystkim jako autor słów słynnej piosenki Guntanamera, uznawanej za piosenkę patriotyczną.


Miasta mają swoje wydziały Komunistycznej Partii Kuby (PCC).


Czasem ich billboardy przydają się do maskowania wejścia do publicznych toalet :)


Budynki publiczne mają swoje miejsca pamięci - tu dworzec autobusowy w turystycznym Varadero.


Jednak socjalizm, to też dobrze nam znane absurdy. Prawie jak z filmów Barei, które wszystkich śmieszą, choć młode pokolenie już w nie nie wierzy.

Mieszkańcy Kuby cierpią na regularne przerwy w dostawie prądu, nie przeszkadza to jednak by latarnie paliły się całymi dniami.


Różnych instytucji (w tym sklepów) "pilnują" strażnicy. Tu - weterynarza.


W hotelu ostrzeżenie przed gorącą wodą w kranie. To nic, że przez cztery doby nie było nawet letniej - to są uroki Kuby; przewodniczka pocieszyła, że w hotelu obok nie ma wody w ogóle, więc nie było tak źle :)


Widać jednak, że ten kraj się zmienia, czy na lepsze - zobaczymy bardzo szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz