czwartek, 7 lutego 2013

Jeszcze o zoomie

Mój ostatni wpis na ten temat niewiele wyjaśnił, więc wrócę do tematu.

Żeby odnieść się do zoomu trzeba najpierw zmierzyć się z pojęciem ogniskowej.


Ogniskowa to podstawowy parametr podawany w milimetrach (mm) na obiektywie. Odkładając na bok fizyczne dywagacje im większa ogniskowa tym większa zdolność obiektywu do "przybliżania" obrazu, czyli mniejszy kąt widzenia obiektywu. Im mniejsza ogniskowa tym szerszy kąt, czyli wrażenie oddalania obrazu - ogarniany kąt widzenia jest większy niż naturalny dla ludzkiego oka. Wystarczy zapamiętać, że ogniskowa w okolicy 50mm daje obraz (kąt widzenia) zbliżony do tego obserwowanego ludzkim okiem.

Stąd duża popularność obiektywów zawierających ten zakres.

Typowy obiektyw sprzedawany z aparatem ma zakres 18 - 55mm, czyli od dość szerokiego kąta to małego tele.

Zaraz zaraz, czy nie napisałem wyżej, że 50mm to pole widzenia ludzkiego oka? więc jakie tele?

Tu się zaczynają schody, ale postaram się to możliwie jasno wyjaśnić.


Ze względu na popularność aparatów małoobrazkowych, które w zdominowały rynek w XXw. i zostały zastąpione dopiero aparatami cyfrowymi przyjęło się odnosić ogniskową obiektywu do tego formatu. Bo kąt widzenia uzależniony jest nie tylko od ogniskowej obiektywu, ale także od wielkości medium na które pada światło.
W parametrach obiektywów aparatów kompaktowych najczęściej spotkamy się z tzw. ekwiwalentem dla małej klatki. Dla lustrzanek ekwiwalent musimy policzyć sobie sami.



Skąd się to bierze? Producenci aparatów, w celu zaoszczędzenia, stosują matryce o mniejszej powierzchni niż klatka filmu małoobrazkowego. Oczywiście flagowe modele mają matrycę wielkości klatki filmu (FF - full frame w Sony A900 czy A99 lub FX w Nikonie D4 czy D800).
Popularne lustrzanki wyposażone są w matrycę APS-C o rozmiarach odpowiadających 2/3 pełnej klatki, w aparatach kompaktowych jeszcze mniejsze.


Co to oznacza? Ze względu na ograniczenie powierzchni światłoczułej występuje pozorne wydłużenie ogniskowej. Można to sobie wyobrazić jak wykadrowanie ze zdjęcia środkowych 2/3 powierzchni. To znaczy, że biorąc do ręki typową popularną lustrzankę mnożymy wskazania na obiektywie razy 1,5 (Sony, Nikon, Penatx) lub 1,6 (Canon) a nawet 2 razy (w systemie 4/3 stosowanym przez Olympusa).

Stało się to polem popisu dla marketingowców, którym udało się  wadę sprzedać jako zaletę. 

Twój obiektyw "magicznie" wydłużył ogniskową! Było 70-200 jest 105 - 300! 


Owszem, ale problem pojawia się kiedy chcemy użyć obiektywu szerokokątnego. Nasze sympatyczne średnio-szerokie 35mm stało się standardem (52,5mm). A fajne portretowe 85mm stało się teleobiektywem (127,5mm).

Jakie są z tym inne problemy?
Przede wszystkim możemy pożegnać się z tanimi obiektywami szerokokątnymi.
Trudno jest zbudować bardzo szeroki i jasny obiektyw do tego nieobarczony wadami beczkowatości charakterystycznymi dla bardzo krótkich ogniskowych. Dlatego Tokina 11-16mm, f2,8 kosztuje ok. 3000 zł, Sigma o podobnych parametrach nie jest tańsza, nie wspominając o szkłach systemowych. A przecież w amatorskiej lustrzance, do której jest przeznaczona to "tylko" 16-24, szeroko ale już nie tak bardzo.

Zmienia się też głębia ostrości takich obiektywów (stąd trudna do uzyskania płytka
głębia ostrości w kompaktach).
Do świetnego artykułu o głębi ostrości zapraszam na stronę: fotografuj.pl


W związku z tym nasz typowy kit stał się obiektywem klasy 24 - 82,5mm czyli od średnio-szerokiego po małe tele.


A co z zoomem?
Wiele osób widząc napis "zoom 5x" myśli sobie ten aparat umożliwia pięciokrotne przybliżenie w stosunku do tego co widzę gołym okiem!


Nic bardziej mylnego; to oznacza tylko, że największa ogniskowa jest 5 razy większa niż najmniejsza.
Obiektyw będzie miał np. 5mm - 25mm (mała matryca kompaktu często powoduje konieczność czterokrotnego mnożenia żeby uzyskać ekwiwalent dla małego obrazka, co daje zakres 20 - 100mm).


Wiem, że wpis nie jest łatwy dlatego zachęcam do dyskusji.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz